Okładka | Opis |
|
Wzasadzie tekst ten można by zatytułować "O pewnym debiucie słów kilka", ale brzmiałoby to zapewne wystarczająco niejasno, by mało kto zechciał czytać dalej. Tytuł taki, byłby jednakże dość trafny jako, że fakt "bycia debiutem" znacząco wpłynął na kształt tej powieści. W swojej pierwszej powieści Kristen Britain uniknęła wielu, tak powszechnych u pisarzy-wyrobników i pisarzy-rutyniarzy, przywar jak szablonowość i wtórność, czy najgorsza z możliwych - przewidywalność.
W przypadku Zielonego Jeźdźca mamy do czynienia z historią, którą w zasadzie można zaliczyć do gatunku epic fantasy, choć sam jestem zdeklarowanym przeciwnikiem szufladkowania powieści. Muszę dodatkowo zaznaczyć, że w przypadku fantasy zrobiłem się ostatnio (a może zawsze byłem?) dość wybredny i wszelkiego rodzaju "epickość" powoduje, że do danej książki podchodzę jak pies do jeża. Tak też było, przyznaję, w przypadku Zielonego Jeźdźca.
Książka ta, choć wydana już kilka lat temu, trafiła w moje ręce stosunkowo niedawno, oprawiona w wymęczoną folię ochronną, powszechnie stosowaną w publicznych bibliotekach.
Gdy w pewien listopadowy wieczór rozpocząłem śledzić dzieje Karigan G'ladheon, studentki, która w okolicznościach niezbyt dla siebie sprzyjających, zmuszona jest opuścić swoją Alma Mater, nie wiedziałem, że z wielkim żalem przeczytam ostatnią stronę kilka godzin później. Karigan jest dziewczyną, jakie czasem, przy odrobinie szczęścia, można spotkać na ulicy. Buntowniczą, pełną poczucia własnej wartości, a przy tym, lub raczej przez to, z wyraźną tendencją do nie zauważania oznaczeń "kłopoty" i "niebezpieczeństwo". Przejdźmy jednak do samej powieści, a raczej jej ścisłego początku.
Otóż Karigan w czasie podróży do rodzinnej Corsy spotyka jeźdźca, Zielonego Jeźdźca, członka elitarnej, królewskiej służby gończej. Goniec nie dotarł do celu, w przeciwieństwie do czarnych strzał w jego plecach. Wiadomość musi dotrzeć do króla, stąd jak można przypuszczać trasa podróży Karigan uległa drastycznej zmianie... umierający jeździec daje dwie rady: "strzeż się człowieka cienia" i... "nie trać czasu".
W tym miejscu, drogi czytelniku, wiesz mniej więcej tyle, co biedna Karigan. Ktoś nie chce by wiadomość dotarła do celu. Sugeruję więc, byście, razem z nowym zielonym jeźdźcem, uważali na rozstajach, bo źle wybrana drewniana strzałka na drogowskazie, może prowadzić do dwóch innych, czarnych...
Starając się unikać banałów z cyklu "niezwykle mnie wciągnęła", stwierdzę jedynie, że historia ta zawiera wszystko to, czego oczekuję od dobrej powieści (nie tylko fantasy). Mamy barwną bohaterkę, całkiem przyjemną intrygę, kilka zwrotów akcji i, być może najważniejszy element: doskonałe wyważenie tego wszystkiego, co sprawia, że pojawia się u czytelnika "syndrom następnej strony".
Większość fanów gatunku, wie, że w fantasy naprawdę ciężko stworzyć coś "nowego". Spora część autorów drepce w kółeczku, odcinając kupony od swojej lub, co gorsza, cudzej twórczości. W tym zestawieniu powieść Kristen Britain jest jak powiew czystego powietrza w dusznym pokoju. Zapewne, wywlekając pojedyncze elementy, można pozrzędzić "to już było", ale jako całość, historia posiada wielką dozę świeżości i pod wieloma względami, nowe spojrzenie na wydawać by się mogło skostniały już gatunek.