Warning: Undefined array key "autologin" in /usr/home/peronczyk/domains/insimilion.pl/insimilion/twierdza/index.php on line 25 Varia • Ziemia jest płaska • INSIMILION

    Varia


    Ziemia jest płaska

    Fantastyka » Varia » Opowiadania
    Autor: Buka
    Utworzono: 31.08.2011
    Aktualizacja: 31.08.2011

    Iwan wypiął i na powrót wpiął wszystkie kable od radioodbiornika.
    - Tu ,,Mir 11”, tu ,,Mir 11”, wzywam Ziemię, odbiór.
    Nic, ani słowa, tylko jednostajny szum głośników.
    - Nic z tego nie będzie – zawyrokował, obracając się do towarzyszy. – Zupełnie, jakby planeta była wymarła.
    - Nie opowiadaj bzdur – zirytował się Paweł. – Nie mogli przecież wszyscy zginąć raptem w ciągu stu paru lat. Prędzej zmieniły się systemy nawigacji.
    - Też tak sądzę – poparł go najmłodszy, rudy Fiedia. – Przypomnijcie sobie, jak szybki był rozwój techniki, kiedy wylatywaliśmy. A przecież ona gnała coraz prędzej. Pewnie wymyślili jakieś lepsze środki komunikacji niż te, które znamy.
    - Lepsze?! – uniósł się Iwan. Był najbardziej porywczy z całej trójki załogi. To on najbardziej cieszył się, gdy po latach tułaczki zobaczyli na ekranach Ziemię, a teraz najmocniej obawiał się, że coś pójdzie źle. – Takie ,,lepsze”, że nie możemy nawiązać łączności.
    - Ochłoń, Iwan. Zapominasz się – spokojnie powiedział Paweł. Doprowadzanie załogi do porządku należało wszak do obowiązków dowódcy. - Wejdziemy na okołoziemską, a potem ponowimy wezwanie. Jeśli nam nie odpowiedzą, wylądujemy na ślepo. Tak, jak na obcą planetę.
    Upomniany pilot wzdrygnął się niezauważalnie. Bo jakże można o wytęsknionej Ziemi mówić ,,obca”? Ugryzł się jednak w język. Wzywał rodzime bazy dużo więcej razy, niż nakazywały podręczniki, a efektu nie było.
    Wejście w orbitę okołoziemską nie stanowiło trudnego zadania. W przeciwieństwie do globów rzeczywiście nieznanych, załoga dysponowała więcej niż dokładnymi danymi na temat docelowej planety. Nie było problemu z niewiadomą masą, czy przyspieszeniem. Jedyne ryzyko wiązało się ze zderzeniem ze sztucznym satelitą. Radary statku wychwyciły ich zaledwie kilka, spokojnie krążących w sporej odległości od Miru. Wokół globu krążyło wyraźnie mniej metalowych cielsk niż wtedy, gdy opuszczali Ziemię, ale żaden z astronautów nie skomentował tego faktu.
    - Gdzie celujemy? – zapytał rudy.
    - W matuszkę Rosję, a gdzie byś chciał? – Zaśmiał się Paweł, a razem z nim pozostali.
    Iwan zaraz spoważniał.
    - A nie lepiej w ocean? Jak zwykle przy powrotach?
    - Zapomnij. Nikt po nas nie wygląda, bylibyśmy bezbronni w statku na środku oceanu. Wiesz równie dobrze jak ja, że on się kiepsko nadaje do pływania. Mówiłem już, ale powtórzę po raz kolejny: lądujemy jak na obcej planecie.
    - Ech – westchnął po chwili Fiedia. – Mam tylko nadzieję, że jeszcze istnieją państwa.
    Cała trójka powracała z misji, z odległych zakątków Galaktyki. Ludzka ciekawość zdawała się nie mieć granic, zupełnie jak Wszechświat. Dlatego też badania prowadzono na coraz szerszą skalę. W pewnym momencie odległości stały się tak ogromne, że nie sposób było obsadzać statków ludźmi, gdyż zwyczajnie nie wystarczyłoby ich życia na dotarcie do celu. Projekty związane z wysyłaniem wielkich jednostek, na pokładzie których znajdować by się miały pokaźne grupy ludzi obojga płci, gdzie mieli się rodzić ci, którzy dokończą dzieła i zbadają nieznane zakamarki Kosmosu, szybko upadły ze względów moralnych. Nie można wychować ludzkiego człowieka w otoczonej zerem absolutnym próżni Wszechświata skorupce. Zastosowano więc inny, sprytny wybieg, pozwalający przechytrzyć siły natury – hibernację. Członków ekspedycji budzono najpierw w miejscu badań, a później, po ponownym poddaniu hibernacji, tuż przed lądowaniem na Ziemi. Tak więc, chociaż faktyczny czas podróży rzadko schodził poniżej stu lat, astronauci pracowali raptem parę miesięcy.
    Dwójka pilotów ustawiła przyrządy. Czekali tylko na zatwierdzenie dowódcy.
    - Zapiąć się dobrze. Lądujemy – rzekł, a choć bardzo starał się, by nie było tego znać, głos zadrżał mu, targany emocjami.
    Od dłuższego czasu widoczna na ekranach Ziemia nie zdradzała już swojego prawdziwego kształtu - zdawała się prawie płaska. Zaczęły z wolna pojawiać się detale.
    - Przyspieszamy. – Fiedia nie odrywał wzroku od tarcz zegarów. – Przeciążenie 3g, rośnie.
    - Doprowadźcie do siedmiu, potem kontrować.
    - Tak jest.
    Wyszli z granicy cienia, prosto w panujący nad Azją dzień. Iwan skrupulatnie sprawdzał odchylenie od planowego toru. Wszystko szło bardzo łatwo.
    Za łatwo – myślał Paweł. – Jeśli lądowanie dalej tak pójdzie, to dla równowagi coś się schrzani na powierzchni.

    ***
    Można powiedzieć, że wylądowali na pamięć. Tam, gdzie za ich czasów położona była przylegająca do bazy kosmicznej połać płaskiego terenu, równa i bezleśna. Mieli dużo szczęścia, bo pozostała taką przez cały czas.
    Załoga pomału wygramoliła się ze statku. Z nabożną nieomal czcią stawiali pierwsze kroki na trawie, rozkoszowali się idealnym przyciąganiem, nie za mocnym, nie za słabym i tym, że nie musieli mieć hełmów. Wdychali głęboko powietrze i napawali się przyprawiającą o poczucie bezpieczeństwa swojsko zielono-błękiną przestrzenią. Iwan przyjrzał się Mirowi. Nieco wryty w ziemię statek wcale nie wyglądał okazale. Jeśli pomyślało się, że w czymś tak ciasnym, tak kruchym, przebyło się tyle kilometrów… Pilot zaniósł się śmiechem, a zaraz potem radośnie rzucił się na trawę, zupełnie, jakby chciał wykreślić w nieistniejącym śniegu orła.
    - Panowie – odezwał się po chwili, przestudiowawszy dokładnie roślinność. – To nie trawa. Znajdujemy się na ogromnym polu zboża.
    ***
    - Nie dziwi was, że nikt, absolutnie nikt do nas nie wyszedł? – Fiedia poczochrał rudą czuprynę. – Że spadliśmy im z nieba, zapewne kreśląc fantazyjny kształt na niebie, wylądowaliśmy tuż obok miasta, a nikt się nie pojawił? Żadne służby?
    Nie doczekał się odpowiedzi. Chociaż żaden z mężczyzn się nie odzywał, każdy myślał o tym samym. Wylatywali jako bohaterowie, odważni śmiałkowie. Spodziewali się przynajmniej równie hucznego powitania po latach.
    ***
    Miasto zaczynało się nagle, od razu wielopiętrowymi budynkami i kilkupasmowymi drogami. Było głośne, było tłoczne. I składało się z ogromu doskonale do siebie pasujących trybików. Ludzie tłoczyli się na ruchomych chodnikach, w bezgłośnych kolejkach jednotorowych, wchodzili i wychodzili z budynków. A trzej kosmonauci nie byli trybikami. Nie pasowali, więc miasto ich nie potrzebowało. Nikt nie zwrócił na nich uwagi. Poczuli na sobie wzrok ledwie parunastu osób, a to li tylko z powodu wyróżniających ich z mrowia mieszkańców strojów.
    - Przepraszam – zaczepił przechodnia Paweł.
    Bez skutku. Mężczyzna spojrzał na nich oczyma pozbawionymi wyrazu i poszedł w swoją stronę. Dowódca zastąpił drogę jakiejś kobiecie.
    - Proszę wybaczyć, czy mogłaby pani…
    Podobna reakcja. Kobieta omiotła ich pustym wzrokiem i pomaszerowała dalej.
    - Mam dość – wrzasnął Iwan. – Co to ma być?!
    Pilot doskoczył do jakiegoś obywatela, chwycił go za odzież, chciał podnieść w górę. Nie udało się, materia była dziwnie rozciągliwa, dopasowała się do pięści Iwana. Astronauta zaklął.
    - Słuchaj pan – zakrzyknął do niego. – Gadaj mi tu zaraz, jakie tu porządki!
    - Dz.. Dziwnie gadujecie – wyjąkał wreszcie mężczyzna, wyraźnie zastraszony i oddalił się biegiem.
    Załoga patrzyła w ślad za nim.
    - Rozumiecie cokolwiek? – Fiedia spojrzał po kompanach.
    - Ni w ząb.
    Niespodziewanie ulice wypełnił dźwięk syreny. Może było to złudzenie, ale wydawało się, że spieszący się ludzie jeszcze bardziej przyspieszyli. I że jakby pochylili się niżej, schowali głowy w ramiona.
    Trójce przybyszy ukazał się pojazd, przypominający duży samochód. Zatrzymał się przed nimi. Wysiadła z niego grupa czarno odzianych mężczyzn. Otworzyli drzwi z tyłu. Astronauci bez słowa wsiedli.
    Nikt z przechodniów się nie zatrzymał.
    ***
    Pierwszy, który przyszedł do ciasnego pokoiku, gdzie umieszczono astronautów, posłuchał tylko jak mówią, powiedział coś niezrozumiałego, pewnie w jakimś żargonie i wyszedł. Ale wrócił z drugim człowiekiem. Ten okazał się bardziej rozmowny.
    - Dzień dobry – powitał ich. – Pragnę wyrazić ubolewanie, iż spotkali się panowie z tak nieeleganckim przyjęciem. Po pierwsze zawdzięczać to można ewolucji języka. Posługują się panowie archaiczną dla nas gramatyką i słownictwem. Jestem specjalnie przeszkolony do tego, by z panami porozmawiać. Świadom niedoskonałości wyuczonej mowy proszę o wyrozumiałość – zrobił pauzę, ale nikt się nie wtrącił. – Jak panowie widzieli, miasto znacznie się rozrosło. Gwarantujemy naszym obywatelom życie w dobrobycie, dostęp do usług medycznych i do oświaty. – Powiódł wzrokiem po trójce mężczyzn. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, owszem, byli oczekiwani. – Ale ja panów nudzę, są panowie zapewne zmęczeni daleką podróżą. Proszę, pozwólcie za mną.
    Otworzył drzwi, puścił trójkę przodem, pokierował korytarzami.
    - Zaraz będą panowie mogli na własnej skórze przetestować najnowsze zdobycze techniki – uśmiechnął się ładnie. – O, proszę, jesteśmy na miejscu.
    W pomieszczeniu znajdowały się cztery fotele, w pewnej mierze przypominające te z mostka statku, ale z hełmami u góry.
    - Zechcą panowie zająć miejsca w fotelach, obojętnie których, wszystkie są czynne. To wspaniałe urządzenie pozwala człowiekowi na pełną regenerację psychiczną i fizyczną, to coś dużo lepszego od zwykłego snu, ale w gruncie rzeczy podobne. Jeśli panowie nie mają nic przeciwko, pozwolę sobie ustawić projekcję z zakresu historii najnowszej. Dowiedzą się panowie przy okazji, co międzyczasie zdarzyło się w świecie.
    Nikt się nie poruszył.
    - Nie ma się czego obawiać – zapewnił mężczyzna i znów uśmiechnął miło. – Każdy dziś z tego korzysta.
    Pierwszy przełamał się Fiedia.
    - Padam z nóg, chłopaki. Przecież to nie wygląda na maszynę tortur – zaśmiał się lekko i usiadł wygodnie.
    Paweł sceptycznie przyjrzał się machinerii. Ale w końcu – cóż złego mogło się stać? Zajął kolejny fotel.
    - A co, jeśli nie będę chciał z tego skorzystać? – spytał lekko pobladły Iwan.
    - Ależ nikt pana nie zmusza – odpowiedział przewodnik. – Wtedy zaprowadzę pana do pokoju gościnnego. A jeśli zainteresuje pana materia projekcji, udostępnię panu stosowne hologramy. A co do panów – zwrócił się do Pawła i Fiedii. – Proszę włożyć hełmy, ja nastawię program.
    Mężczyzna podszedł do pulpitu i nacisnął kilka przycisków. Dwaj astronauci w fotelach wyraźnie się rozluźnili.
    - Wie pan, Iwan, co pozwoliło nam osiągnąć tak wysoki poziom społeczny? – Nie doczekał się odpowiedzi. – Norma. Znormalizowanie wszystkiego. W tym jednostki ludzkiej.
    Pilotowi zaczynał występować na czoło zimny pot.
    - Takimi ludźmi o wiele lepiej się zarządza, oni nie pytają ,,dlaczego”. – Westchnął. – Nikt już dziś nie patrzy w niebo, Iwan. To nieopłacalne, to całe podbijanie Kosmosu. I dość niebezpieczne. Żeby ludzi nie ciągnęło w gwiazdy, wystarczy im wtłoczyć pod czaszki wystarczająco mocne argumenty, że nie warto. – Uśmiechnął się znów, ale nie było w tym uśmiechu już nic miłego. – Niedługo sam przyznasz, że Ziemia jest płaska.
    Zaklaskał głośno, a do pokoju wpadło kilku wyrośniętych ochroniarzy i rzuciło się na pilota.



    Komentarze

    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.




    Ten artykuł skomentowano 0 razy.
    Na stronie wyświetlanych jest 20 komentarzy na raz.


    Pseudonim
    E-mail
    Treść Dostępne tagi: [cytat][/cytat], [url=http://][/url]
    Przepisz poprawnie podane słowa mnustwo orkuw